Porównanie lamp elektronowych EL34 ze starej produkcji.

Świat lamp elektronowych ma w sobie coś z magii. Bogata historia oraz niepodważalna długowieczność lamp starej produkcji, a także tajemnice związane z procesem produkcji stanowią do dziś niejedną zagwozdkę. To wszystko sprawia, że zgłębianie wiedzy w tym zakresie jest dla wielu audiofilii bardzo atrakcyjne.  Szczęśliwie udało mi się poznać człowieka, który o lampach wie chyba wszystko. Ciesząc się z doniesień o próbach tworzenia replik legendarnych lamp elektronowych w USA, szybko sprowadził mnie na ziemię  mówiąc „stara wiedza śpi w grobach”.  To całkowita prawda.  Jednak jako niepoprawni optymiści mamy nadzieje, że to im się uda.

Nie da się ukryć, iż obecnie sektor urządzeń audio opartych na lampach elektronowych przeżywa swój renesans. Może nie jest on jeszcze tak spektakularny jak powrót płyt winylowych, ale mnogość tych urządzeń, coraz częściej bardziej przystępnych cenowo niewątpliwie temu trendowi pomaga. 

Pentody EL34 najbardziej kojarzone są ze wzmacniaczami gitarowymi. W ostatnim czasie pojawia się na rynku coraz więcej wzmacniaczy audio opartych o ten model lamp elektronowych.

Trochę historii

Historia lamp EL34 przypada mniej więcej na środek XX-tego wieku. Mówi się o latach 1950-1954 (w jeszcze innych źródłach pada konkretny rok 1949), kiedy to Phillips wprowadził tę pentodę do świata urządzeń lampowych. W swoim założeniu EL34 miała być odpowiedzią producenta z Eindhoven na lampę 6L6, na którą patenty produkcyjne posiadał amerykański RCA. Co ciekawe projekt tych lamp powstawał symultanicznie z lampami prostowniczymi GZ34, które posiadały identyczną podstawę pierścienia i które również miały znaleźć zastosowanie we wzmacniaczach audio. Pochodzenie pentody EL34 znawcy upatrują w lampie typu 4688/4689, czy też  później EL50, która uważana jest za bezpośredniego poprzednika EL34. 

Nie trzeba było długo czekać na to by powstały pierwsze wzmacniacze oparte na tych lampach. Pierwszy był japoński Marantz 2 z 1955 roku, a następnie amerykański Dynaco Mark II oraz pochodzący z Wielkiej Brytanii Pye Mozart (oba z 1956 r.). Późniejszy wzrost popularności lampy zapewniło użycie jej przez samego Jimma Marshall’a w jego wzmacniaczu gitarowym JTM45 w 1965 r, co bezpośrednio przełożyło się na sukces komercyjny pentody. Powód tej decyzji był prozaiczny. EL34 była tańsza i szerzej dostępna na brytyjskim rynku niż lampa 5881, której wcześniej używał angielski konstruktor. Między innymi dzięki zastosowaniu lamp EL34 wzmacniacz JTM45 wyznaczył standard dla brytyjskiego blues-rockowego brzmienia. Wystarczy wspomnieć o takich legendach gitary jak Jimi Hendrix, Eric Clapton, Duane Allman, czy Jimmy Page, którzy korzystali i jeszcze korzystają ze wzmacniaczy gitarowych opartych o lampy EL34.

Lampa EL34 była wytwarzana w wielu fabrykach na całym świecie, a obecna produkcja dotyczy jedynie USA, dwóch krajów europejskich oraz Chin. 

Jak słuchaliśmy

Do testu porównawczego wybraliśmy dwie kwadry lamp ze starej produkcji, a mianowicie historyczną, czechosłowacką Teslę z brązowym cokołem oraz RFT, produkowaną w dawnej NRD. Dwie dobrane kwadry lamp, mające ponad 100% emisji „grały” we wzmacniaczu Ayon Scorpio XS. Rolę sterujących pełniły 2 lampy Reythyon 12AU7 (długie czarne anody), a w przedwzmacniaczu – pojedyncza lampa 12AU7 Tungsram w wersji wojskowej.

Brzmienie Tesla EL34 brązowy cokół

Lampy Tesla EL34 były produkowane u naszych południowych sąsiadów od lat 60-tych XX wieku. W tamtym okresie czechosłowacka firma otrzymała maszyny oraz całą wartość merytoryczną i praktyczną dotyczącą lamp EL34 od firmy Phillips. Być może tu tkwi sukces pentody od Tesli, która była kopią legendarnego Mullarda Xf2.   Charakterystyczny znak lamp z tego okresu produkcji to dwa nakładające się pierścienie gettera. 

Będąc przed odsłuchem porównawczym obu lamp zastanawialiśmy się nad doborem repertuaru. Wybór płyt przyszedł nam wyjątkowo sprawnie, ale jak to zwykle bywa podczas spokojnego, wieczornego słuchania jedna z płyt spoza wybranej listy zrobiła na nas większe wrażenie niż zwykle. Zbiór przebojów Czesława Niemena wytłoczonego przez  naszą rodzimą Muzę zabrzmiał wyjątkowo dobrze. Płyty mającej swoje mankamenty wynikające z jakości nagrania nigdy wcześniej nie słuchało się u nas tak przyjemnie. Duża przestrzeń i sposób prezentacji ulokowanych w niej dźwięków sprawił, że wcześniej słyszane niedoskonałości były mniej nasilone. To już na wstępie duża rekomendacja dla Tesli. 

Wsłuchując się w jeden z ostatnich albumów Ibrahima Maalouf’a S3NS mamy podobne odczucia. Charakterystyczny dźwięk trąbki francusko-libańskiego trębacza pochłania słuchacza swoją barwą i szybkością. Dająca się wyczuć swoboda w grze poszczególnych muzyków daje wrażenie, że samo granie sprawia im sporo przyjemności. Tesla bardzo dobrze sobie radzi z dynamiką, która pełni istotną rolę na płycie utrzymanej w latyno-amerykańskim klimacie. 

Otwierający płytę utwór Una Rosa Blanca to popis gry trąbki Maaloufa oraz towarzyszącego mu kubańskiego pianisty Harolda Lopez-Nussa. W tym fantastycznie zagranym utworze na odrębną uwagę zasługuje jeszcze gra na bębnach Stephane Gallanda. Ich brzmienie jest bardzo energiczne, żywiołowe, a do tego precyzyjne. Ten belgijski perkusista jazzowy to prawdziwy wirtuoz tego instrumentu. Czesko-słowackie lampy kreują dużą scenę, nie gubią się przy dużej ilości instrumentów w utworze. Wyodrębnią pierwszy plan, ale równie dobrze zaakcentują to co dzieje się głębiej i dalej. Usłyszymy wiele, ale szczegółowość nas nie przytłoczy i nie wpłynie negatywnie na poziom muzykalności. 

W ostatnim czasie mamy dwóch ulubionych trębaczy jazzowych, po których płyty często sięgamy. Pierwszy to już wspomniany Ibrahim Maalouf, a drugi to Till Brönner. Obydwu da się z łatwością  rozpoznać po charakterystycznym graniu i brzmieniu ich trąbki. Płyta niemieckiego trębacza Nightfall to dobry test zrównoważenia całego toru audio. W naszym systemie wystarczy wymienić choćby jeden kabel, jedną lampę sterującą a przełoży się to na odbiór tej płyty. I albo zagra bardzo dobrze albo bardzo przeciętnie. W przypadku lamp Tesli mamy do czynienia z pełnym brzmieniem zarówno trąbki Brönnera jak i kontrabasu Dietera Ilga. Ocieplenie jakie daje ta lampa jest wyjątkowo dobrze wyważone. Przekłada się to na atrakcyjność barwy obu instrumentów i zwiększa poczucie ich bliskości. Bas jest szybki i precyzyjny. Rozdzielczość niskich tonów jest  więcej niż zadowalająca. 

Wokale są nieco wycofane, delikatnie ulokowane za sekcją instrumentalną, która jest bezsprzecznie na pierwszym planie. Czasami nie będziemy na to zwracać uwagi, a czasami naszym ulubionym płytom będzie czegoś brakować. Tak jak w przypadku nowego wydania kultowej już płyty Chrisa Rea i utworu Auberage. Schowany nieco z tyłu wokal oraz jego mniejsza ekspresja nie przypadły nam akurat do gustu. Naszym zdaniem to największy mankament Tesli, który uwidaczniał się podczas odsłuchu niektórych płyt.

Brzmienie EL34 RFT

Mamy egzemplarze lamp RFT wyprodukowane w byłej NRD w latach 80-tych. W budowie z charakterystycznym pojedynczym pierścieniem gettera i okrągłym wgłobieniem na szczycie bańki. 

Po zmianie i porównaniu obu kwadr lamp mocy jeden do jednego, zdecydowanie na korzyść lamp RFT wypada brzmienie wokali. To czego nam brakowało w przypadku Tesli tu dostajemy z nawiązką. Wokal Chrisa Rea brzmi bardzo przekonująco, chropowata barwa i głębia stawiają w tej kwestii niemieckie lampy ponad EL34 Tesli. Ciepło nasycone barwy średnicy przybliżają głosy wokalistów i zwiększają poczucie namacalności dźwięku, co nam bardzo odpowiada. 

Kreowana scena jest nieco mniejsza niż miało to miejsce przy lampach Tesli. Natomiast precyzji i prezentacji poszczególnych planów nie mamy nic do zarzucenia. Dobrze to słychać na płycie Maaloufa, której brzmienie bardzo nam się podobało w trakcie odsłuchu czesko-słowackich lamp. RFT również kreśli dobrze poukładaną przestrzeń, bez problemu zlokalizujemy poszczególne instrumenty, jednak drugi plan jest mniej szczegółowy. Solo Gallanda na bębnach już nie zrobiło na nas takiego wrażenia, było mniej rozdzielcze i zlewało się nieco z innymi instrumentami. To na co zwróciliśmy jeszcze uwagę to dynamika, której spadek był odczuwalny na płycie francuskiego trębacza. Mimo tego wszystko było spójne, a płyta dalej zachowywała swój atrakcyjny przekaz.

EL34 od RFT charakteryzuje bardzo dobry balans tonalny, oczywiście z uwypukleniem średnicy, ale podpartej przyzwoitym basem i swobodną, pełną powietrza górą. Przejścia między niskimi, średnimi, a wysokimi tonami dobrze słychać na płycie Tilla Brönnera. Kontrola basu jest dobra, ale nie schodzi on tak nisko jak w przypadku Tesli i jest mniej rozdzielczy. Poszczególne pociągnięcia strun kontrabasu Dietera Ilga są słyszalne, ale ich drgania oraz długość całego dźwięku wydają się krótsze niż miało to miejsce u rywala.

Posłowie

Która lampa EL34 ze starej produkcji jest lepsza? Tesla czy RFT? Odpowiedzi jednoznacznej nie podamy, bo obie lampy są bardzo dobre.  Nie dość, że cechują się długowiecznością i niezawodnością, to jeszcze ich walory brzmieniowe są niepodważalne. Nie doświadczymy z nimi żadnego „brumienia”, „smażenia”, czy innych niechcianych odgłosów (doświadczenie z lampami EL34 z bieżącej produkcji), a czas ich potencjalnej pracy przekroczy zapewne kilkukrotnie czas pracy nowych lamp (po ponad rocznym intensywnym odsłuchu wzmacniacza padły nam do tej pory dwie lampy mocy – obie z bieżącej produkcji). My zostawiamy w naszym skarbcu obie kwadry, które z przyjemnością będziemy co jakiś czas umieszczać w naszym wzmacniaczu.

System odsłuchowy

Wzmacniacz: Ayon Scorpio XS (test)

Źródła: Cyrus dAD7 (test), Pro-Ject X2

Przedwzmacniacz gramofonowy: Lehmannaudio Black Cube SE II (test),

Zestawy głośnikowe: Wharfedale Linton Heritage,

Kable głośnikowe: Chord Clearway X, 

Kable sygnałowe: Tara Labs Apollo Extreme, Oyaide PA-2075 RR V2, 

Zasilanie: DH Labs Encore 2m, SUPRA LoRad Silver 2m, YARBO SP-8000PW, listwa zasilająca: Tomanek TAP8+ z DC Blockerami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *